Życie to fala

 

Nie wiem czy zauważyliście, ale często w swoich artykułach używam słów odnoszących się do oceanu, fal.

Robię to z prostego względu, bo i sam jestem prosty – kocham ocean, marzę o nim, tęsknię – ale co to właściwie jest ten ocean? to woda w dziurze, tylko w skali makro, nic więcej. I właśnie te monstrualne masy wody popychane wiatrem budzą mój podziw, jestem tym majestatycznym w swej grozie zjawiskiem urzeczony. Do tego dochodzi oceaniczna cisza – chlupocze woda? tak, ale powtarzający się ciągle bodziec jest przez nas mózg wykasowywany ze świadomości. Gdy Twoja żona gdera, po jakimś czasie przyzwyczajasz się, i czytasz z zachwytem spokojnie mojego bloga a ona coś tam sobie gada o odpowiedzialności, pieniądzach i małym penisie, a do Ciebie to nie dociera, tylko kiwasz głową z przyklejonym uśmiechem udając ze słuchasz. Gdyby nie ten mechanizm wytłumiania stałych bodźców, rasa ludzka by nie przetrwała, bo zamiast polowań na mamuty byłyby masowe rzezie Pań. A więc cisza, piękne niebo, i to co większość z nas, wychowana na ograniczonych przestrzeniach, często w blokowiskach – nieograniczoność, wyzwolenie które kojarzymy z czymś duchowym, mistycznym. Ocean czy morze, to także głębia a głębia to wysokość i u wielu ludzi z lękiem wysokości, w tym i u mnie, powoduje przyjemny zawrót głowy.

Pamiętam jak byłem nad morzem parę lat temu, wszedłem do wody i idzie na mnie fala, ogromna! więc przyjąłem pozycję mistrza, czyli stanąłem do niej tyłem i zamknąłem oczy. Bylem tym tak przestraszony i zafascynowany, że przestałem wciągać brzuch i napinać mięśnie przed Paniami pływającymi niedaleko mnie.  Przy dużej fali jesteśmy bezbronni, jesteśmy pyłkiem na wietrze, anorektyczną mrówką na mityngu anonimowych grubasów. Niektórzy ludzie takich doznań doświadczają w górach – wielkie przestrzenie, wysokość czyli bycie ponad tym wszystkim, pustka, cisza. Dla mnie osobiście, bycie nad morzem to wielka przyjemność. Zawsze jeździłem nad nie w zimę, zero ludzi, śnieg, zawieja, huk fal i tylko ja, sam jeden, w Międzyzdrojach.

To było piękne. Wstawałem tak by się porządnie wyspać, później śniadanie, i na cały dzień szedłem brzegiem morza. Po prawicy mej był rezerwat z zakazem wspinania się, więc się na niego wspinałem, piękny las, wysokie drzewa, głucha cisza i mrok bo drzewa nie przepuszczały światła. Gdy się nachodziłem po lesie, schodziłem na dół i łaziłem brzegiem morza. Raz mnie coś goniło, chyba dzik ale wolałem nie sprawdzać i uciekłem na drzewo. Wracałem wieczorem, wykończony ale naprawdę szczęśliwy, spełniony. Po takim wyjeździe nabierałem takiej duchowej krzepy, że przez miesiąc mogłem patrzeć bez odruchu wymiotnego na moją szefową. Co ciekawe, wtedy byłem palaczem i miałem ok 4 – 6 zapaleń oskrzeli rocznie które mnie rozkładały, i brałem antybiotyki. Nad morzem było zimno, przenikliwy wiatr, jedna sesja dzienna to półtorej paczki papierosów i dwie warki strong, często po piwie czułem sie rozgrzany więc zdejmowałem ciuchy i spocony sobie biegałem i rzucałem śnieżkami – i nic, nawet kataru. Kondycja jak żelazo. Tak, to było jedno z najpiękniejszych doznań w moim życiu – ja sam, padał gęsty śnieg, lekki przyjemny mrozek, wiał lekki wiatr, ogłuszający huk fal, a ja tańczyłem sobie w tej śnieżycy – wtedy czułem się naprawdę spełniony, i przeżyłem coś w stylu bardzo głębokiego katharsis. Ocean może oczyścić najtwardsze serce, zmusić je by zapłakało nad swoimi grzechami, i napełnić po sprawiedliwej pokucie szczęściem i ciszą.

Ale wróćmy do tych fal moi drodzy. Niektórzy boją się kochać, gdyż człowiek zakochany staje się zależny na wpływ innego człowieka. Danie takiej władzy innemu człowiekowi to wielkie ryzyko. A czego szuka człowiek w religiach, ubezpieczeniach, w systemie państwowym? bezpieczeństwa i pewności. Kochając wystawia się na ryzyko.

Cały problem polega jednak na tym, że w życiu nie można być niczego pewnym. Owszem, są ludzie którzy nauczają praw duchowych, ja należę do tych ludzi – ale prawa duchowe działają sinusoidalnie, czyli raz działają, a raz nie – może inaczej – one są niezmienne, ale my jesteśmy zmienni. To tak jakby prawo było szklanką wody, a my pożarem. Jeden jest maleńkim ogniem, drugi się ledwo żarzy a kolejny wielkim ogniskiem. Wiadomo że prawa duchowe są niezmienne, ale na każdego inaczej zadziałają tak jak szklanka wody inaczej zadziała na płomyk zapałki, a inaczej na ognisko.

W Polsce i na świecie, jest wiele grup które się tym zajmują, a z wielu z nich zostałem brutalnie wypędzony jako opętany, szalony, chory z nienawiści itd itp. Czemu? otóż zadawałem pytania, a ludzie tworzący idee nienawidzą pytań. Czemu? ponieważ prawie każda idea jest zmyślona. Wiele razy pytałem ludzi zajmujących się duchowością, czemu mówią o bogactwie a każdy z nich klepie biedę? czemu mówią o Boskiej mocy która uzdrawia, a sami idą do szpitala na zabiegi? wszystkie te pytania były zawsze kwitowane tym że nic nie rozumiem, albo że będą się za mnie modlić. Gdy dodawałem ze lepiej sie pomódlcie za siebie, bo coś kiepsko z tymi waszymi modlitwami i nic wam nie działa, wpadali w agresję. Ot, Polscy mistrzowie duchowi.

Te fenomeny istnieją – widziałem je na własne oczy u pewnego staruszka który mi wtedy powiedział wiele rzeczy o mnie i mojej przyszłości, o świecie i o tym jak powinienem żyć. I zniknął z mojego życia. Kim był? nie wiem, ale się domyślam.

Zawsze mnie rozśmieszała naiwność ludzka. Ktoś powiedział że na zesłaniu na Syberii jadł krowie kupy, i dzięki temu przeżył w zdrowiu. I teraz podnieceni wizją korzyści ludzie sami zaczynają jeść krowie kupy, ale oprócz rozstroju żołądka nic nie osiągają. Gdzie jest haczyk? ano w tym że nie podają ile ludzi jadło te kupy i ile miało te opisane super efekty. A prawda? prawda jest taka, ze ten człowiek miał tak silny organizm że jedząc nawet moje własne poprzypalane obiady (co jest wyuzdaną perwersją), też by przeżył. Na wsi gdzie mam działkę był znany facet, co żył 105 lat i całe życie pił i palił, ale to tak że w rowie leżał nieprzytomny. Umarł ze starości w łóżku a całe życie był zdrowy jak koń – a teraz się naiwni cieszą że alkohol i papierosy wydłużają życie.

Szukasz pewności, ale jej nie znajdziesz. Możesz umrzeć za kilka godzin, wiesz? a więc nie szukaj bezpieczeństwa bo go nie znajdziesz, zdaj się na życie – życie to fala, daj się jej ponieść, nie walcz z nią. Nie wiesz jaka ta fala będzie, czy delikatna, czy taka co porwie Cię i pożre – i to jest właśnie fascynujące. Możesz też nie zgodzić się z moja filozofią życia, i walczyć z falą – gdy wielka fala będzie pędzić na Ciebie, możesz jej grozić, straszyć kolegami – brodatymi informatykami z nadwagą, prokuraturą – Panie będą wyzywać ją od pustych egoistycznych gnojków, nieodpowiedzialnych, niedojrzałych emocjonalnie – ale co to da?

Jeśli boisz się kochać, daj się porwać fali – zakochaj się. Najwyżej fala rzuci Cię na rafę koralową, i trochę porani, ale przynajmniej gdy będziesz już stara, brzydka, z pomarszczonymi cyckami na kolanach, będziesz miała świadomość że spróbowałaś – w innym wypadku będziesz się gryzła i żałowała że nie dałaś sobie szansy na miłość, na szczęście, bogactwo – ryzykuj, żyj! weź głęboki oddech, zachłyśnij sie życiem – i żyj!

Tyle piękna jest do zobaczenia, poczucia, rozkoszowania się – ileż zachwytu, ileż wzruszeń! – lot samolotem przy zachodzie słońca, nurkowanie, żeglowanie z przyjaciółmi, jazda na snowboardzie, sex z wieloma partnerkami, tyle radości, tyle przyjemności – warto żyć!

No to sobie porozmawialiśmy wieczorową porą – idę zrobić bardzo przyjemną rzecz – zawinę sie w pachnącą niebieską kołdrę, przytulę do poduszki i lekko pochrapując… zasnę 🙂

0 myśli na temat “Życie to fala”

  1. Ech, marzenia, marzenia…., gdyby tylko to było takie proste. Kocham wodę, sama też chyba jestem wodą i to wystarczy. A twoje rady nie są takie głupie, szkoda, że nie dla mnie… Śpij dobrze Mareczku, dobranoc…

  2. Wszystko jest porypane, wszystko faluje,raz jest dobrze raz żle. Ty też dawałeś rady,żeby mężczyzna był twardy, nieugięty, żle myslisz,taki brutal zawsze będzie samotny,bedzie kochał tylko siebie, sobą się zachwycał, spał sam ze sobą itd. Tak nie może być, czlowiek poszukuje dobra i musi dawać dobro, inaczej życie na ziemi by sie skonczyło Dobro przyciąga, zło odpycha.

  3. Gdy człowiek ma świadomość, że jego życie jakąś ironią losu zmieni się z dnia na dzień o 180 C, a on nie ma na to najmniejszego wpływu, to nie ma też wielu powodów do radości. Ale to jeszcze nie koniec świata, koniec jest zazwyczaj jak nas fala już wypluje na brzeg. Ps. Ja się nie boję kochać, ale wolę się wstrzymać z zakochiwaniem i poczekać na większe ognisko. Jak płonąć to żywcem :)).

  4. Marek najgorszy moment jest gdy stoisz ,morze spokojne a Ty na jego brzegu odwrócony doń plecami.W jednej chwili uświadamiasz sobie ze tysiace litrów wody wali sie Tobie na głowe.Nadszedł sztorm.Ty walczsz o życie.Fala jak fala jest taka sama od tysięcy lat.Ale Ty znalazłes sie w strefie zagrożenia bo nie byłes przewidujący.

    1. Ciągle zastanawia mnie ten staruszek którego spotkałeś :). Domyślam się oczywiście co miałeś na myśli pisząc o nim :). Ale jak ktoś mi powie że jutro umrę i tak się też stanie to będzie sugestia czy przeznaczenie? Znam pare osób które cudownym trafem spotkały kogoś na swojej drodze, kto im powiedział o ich przyszłości, „przepowiednia” się spełniła, ale na więcej pytań nie odpowiedzą bo już są na „tamtym” świecie. Albo inaczej. Powiedzmy że ktoś z mojej rodziny twierdzi że miał śmierć kliniczną, opowiada ile będę miała dzieci, jaki będzie mój mąż, kto pierwszy umrze w rodzinie i jeszcze o jakiejś strasznej tragedii która mnie rzekomo czeka :). I ja mam w to wierzyć? To w końcu kto decyduje o moim życiu ja czy inni :)?

  5. Sen po dniu inwazji na Gruzję.Było dość mroczno.Okolice jakby wiejskie.Poddasze niskiego budynku.Brak frontowej ściany.Rozmawiam z potężną włochatą istotą, taki Hulk z futrem żubra.To mój przyjaciel, omawiamy strategię.To znaczy dociera do mnie w śnie fakt że omawiamy, ale nie docierają szczegóły.Wiem jedno – mam wyjść z ukrycia zwabić wroga a kumpel zrobi resztę.Wychodzę……….I widzę jak wielka fala nadciąga w moim kierunku, fala wydymającej się ziemi na stepie.Pod tą falą ziemi porusza się mroczne zło.Zło atakuje, już jest o parę metrów, wali prosto na mnie.Zaczynam uciekać i kieruję się w umówione miejsce.Futrzak robi resztę.Nie widzę tego………………………Kolejny obraz to zupełnie inna sfera.Przede mną jakaś czarodziejka, dobra wróżka, bogini ???????Uśmiecha się lekko spoglądając na mnie roziskrzonymi oczami.Czuję się jak uczeń po dobrze zdanym egzaminie. Dostrzegłem uznanie i akceptację w jej oczach.Przyniosłem ze sobą trofeum – bestia która świat atakowała zaklęta została w płaski dysk z jednym małym tępym oczkiem.Tak od niechcenia sprawdzam skuteczność neutralizacji bestii podrapując dysk i oczko na dysku czymś jakby połączeniem czarodziejskiej różdżki z wydłużonym pazurem.Koniec tej części snu którą zapamiętałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *