Czy wiesz jakie to uczucie, iść po polu minowym?
Niby wszystko jest w porządku, ale wiesz że za chwilę eksplozja urwie Ci nogę, skąpie całego w krwi i ekskrementach z rozerwanego brzucha, a ciszę brutalnie przetnie Twój własny wrzask pełen bólu i rozpaczy.
Przykra wizja? tak, ale nie do końca. Zanim poczujesz tak naprawdę ból to już się wykrwawisz i będzie po wszystkim, ciemność zakryje milczącym całunem Twoje oczy. Ale znam gorszy ból od tego który opisuję, a nazywa się to związkiem.
Związek dwóch ludzi, kobiety i mężczyzny to dla dwóch stron właśnie taka przechadzka po polu minowym. Ból nie jest tak intensywny jak przy eksplozji prawdziwej miny, ale często jest niewiele mniejszy, a co znacznie gorsze trwa często dziesiątki lat. W obu ludziach rozrasta się wzajemna nienawiść, utajony gniew, strach, rozpacz. Te skrywane uczucia uruchamiają obronną reakcję organizmu w postaci raka, wypadków, wylewu, zawału.
Oto mamy młodych ludzi, mężczyzna i kobieta. Zakochani, szczęśliwi. Mężczyzna uwielbia sex, niekoniecznie chce się wiązać, kobieta czuje całą sobą że chce ślubu, białego welonu, znajomych i wesela. Namawia mężczyznę, obiecuje że będzie wspaniale, ogranicza sex, płacze i smuci się, w końcu mężczyzna chcąc by znowu był sex i żeby jego wybranka była radosna się godzi, i biorą ślub. Po ślubie, albo przed nim pojawia się ciąża. Gdy rodzi się dziecko, zmęczona kobieta odpycha swojego męża, który był zawsze pierwszy w kolejce do piersi swojej kobiety. Dziecko dla kobiety staje się centrum istnienia, i tylko ono się dla niej liczy. Odepchnięty mężczyzna nie może spełnić swoich pragnień erotycznych, musi się wstrzymać.
Ale oto mija rok, kobieta czuje się po porodzie świetnie, ale już nie ma ochoty na sex. Jest dziecko, po co więc sex? mężczyzna go pragnie. Wtedy się wstrzymuje ale w środku narasta frustracja, że jest tylko po to by utrzymywać rodzinę, a sam nic z tego nie ma. Zdradzić nie może bo grzech, więc zostaje mu tyrać na rodzinę i zaspokajać się wieczorami przed komputerem. Jeśli się szanuje, odejdzie do innej kobiety która mu nie zabroni sexu, a wtedy zostaje okrzyknięty egoistą a płacząca była żona szlochając wzywa Boga by ukarał jej ex męża za jego podłość i zostawienie jej samej. Przemilcza jednak fakt, że chciała spełnić swoje pragnienia jego kosztem, nie dając nic w zamian. To jest nieważne, liczy się tylko ona.
To co opisuję to oczywiście nie całość zagadnienia, ale przeważnie norma. Ale to jest jeszcze nic – to co jest w tym wszystkim najgorsze to to że człowiek wraz z wiekiem się zmienia. Nagle pojawiają się w nim pragnienia których sam nie rozumie, ale którym się poddaje bo w sumie ma innego wyjścia. To jest właśnie przyczyna rozwodów i nienawiści. Jeden pragnie tego, a drugi czegoś innego. Jest małżeństwo, żyją sobie szczęśliwie, i nagle facet czuje nienawiść i obrzydzenie do żony. Tak bez powodu, po prostu się budzi, patrzy na chrapiącą żonę i jej nienawidzi. Bez przyczyny. Ile razy czuliście coś co was zdziwiło? nie wiedzieliście skąd to jest? identycznie działa to u kobiet, nagle czują pogardę dla swojego mężczyzny, i czują się tym usprawiedliwione by zdradzić, oszukać.
A więc w tym wypadku mężczyzna idzie na terapię małżeńską, do psychologów, wróżek, i nic. Zostaje tylko rozwód, bo co innego? a i to jest możliwe tylko w mieście z założeniem że partnerzy są cywilizowanymi ludźmi, bo na wsi kto słyszał o terapiach? chłop czuje nienawiść, więc bierze kłonicę i okłada żonę. Albo na odwrót, żona bierze wałek i uderza męża by rozładować swoją furię i frustrację. W mieście większość ludzi to pożyteczni idioci którzy żyją tak jak każe telewizor, nie panują nad swoimi odruchami, łatwo ich zmanipulować – oni też nie chodzą na terapię, tylko sobie dokuczają. Wyśmiewają swoje seksualne możliwości, wielkość penisa i piersi, obrażają i ranią jak mogą, uderzają w najsłabsze punkty.
Człowiek po takim życiu umierając, czuje błogość że kończy się jego gehenna od której jest beznadziejnie uzależniony. Bycie ofiarą czyjejś nienawiści jak też bycie katem mocno uzależnia. Ofiara czuje do siebie wstręt, i odczuwa przerażającą satysfakcję gdy jest katowana, a bierze się to z nienawiści do siebie, ktoś kto wtedy bije sprawia że ta nienawiść się na chwilę chowa, zanika, ofiara czuje chwilową ulgę od swojego ciągłego napięcia. Jedyną możliwością wyjścia z tego jest by ofiara przypomniała sobie za co się znienawidziła przeważnie w dzieciństwie, za co się kara facetem sadystą, i olbrzymia praca nad swoją samooceną. Ale ponieważ ofiary nie chcą się zmieniać, z rozkoszą cierpią dalej i płaczą na pokaz by inni widzieli jak bardzo cierpią. Ale gdy zapytasz czemu nie weźmie walizek i nie odejdzie od psychopaty, obrazi się, albo dostanie ataku szału i agresji. Albo popłacze żeby wzbudzić w Tobie litość, bo w tym jest przecież najlepsza.
Sadysta nienawidzi podświadomie ofiar za to że są takimi właśnie ofiarami, że wyzwalają w nim agresję, że go niemalże prowokują do furii. Człowiek ze słabszymi hamulcami nie wytrzyma, uderzy. Człowiek szanujący siebie, uderzy w ścianę i czym prędzej ucieknie od takiej osoby która manipuluje do agresji na siebie i zacznie pracować nad sobą.
Ofiara i kat są zawsze związani ze sobą wzajemnymi podświadomymi potrzebami. Nie? podam Ci typowy przykład. Facet, i żona. Żona wyśmiewa faceta, widząc ze on cierpi dobija go, a to informacjami o jego małej męskości, a to ze jest nieudacznikiem, a to że ją wszyscy mieli i się śmieją z niego. Gdy w końcu facet nie wytrzymuje i uderza ją pięścią w twarz, żona płacze, krzyczy itd ale czuje w sobie pewne spełnienie, rozkosz. Wierzyła głęboko ze każdy facet bije, i oto się spełniło. A co w analogicznej sytuacji gdy facet nie uderza? kobieta nim z całych sił gardzi, i na pewno wcześniej czy później porzuci by znaleźć mężczyznę który będzie ją bił. Świadomie oczywiście bardzo cierpi, ale to nie ma znaczenia gdyż to podświadomość pcha nas do działania.
Każdy w sobie nosi oprawcę, albo ofiarę. Oboje są uwikłani w grę którą prowadzą ze sobą. Kogo Ty w sobie masz? ja mam oprawcę, wiem o tym i pracuję nad tym. Kobiety które są silne kompletnie mnie nie interesują, za to lubię kobiety które często są bogate i wpływowe, za to w środku siebie chcą poczuć jak to jest być z mężczyzną który ma przyjemność z całkowitego zdominowania jej. Kobiety które mają władzę, do czegoś w życiu doszły i są dominantkami w życiu, chcą być poskromione przez brutala który kompletnie nie reaguje na ich łzy i manipulacje, i uwielbia karać je paskiem za najmniejsze przewinienie. Chcą się poczuć słabe i bezbronne, na łasce silniejszej i bardziej świadomej siebie osobowości, a ja taką mam, niezwykle silną wolę.
Gdybym był nie oprawcą a ofiarą, trafiałbym na kobiety silne, które nie uznają innego zdania niż ich, i by mnie zdominowały. By mnie upokarzały, znieważały, czasem policzkowały, traktowały jak śmiecia, i czerpały rozkosz widząc przypakowanego faceta który spełnia ich każdą zachciankę. Zatopiły by się w pogardzie dla mojej słabości, i przyjemności złamania mojej woli.
Kiedyś pracowałem z człowiekiem który był „uległym psem”. Żył ze swoją Panią, dominą. Otóż mój czytelnik (piszę to za jego zgodą) odczuwał wielką nienawiść do siebie że podnieca się tylko wtedy, gdy jest katowany przez kobietę. Był bity, opluwany, domina oddawała na niego mocz, kał, torturowany klipsami na sutkach, miał wsadzane w cewkę moczową wkłady od długopisów, był gwałcony analnie nadwymiarowymi wibratorami. Wtedy, w trakcie tych praktyk nienawidził siebie ale czuł podniecenie tak wielkie, że niemalże odpływał, to było jak narkotyk. Po domu poruszał się na klęczkach ubrany w obrożę, rajstopy, szpilki, stringi, kobiece rękawiczki na całe ramiona. Był prowadzany na smyczy, i tresowany. Mieszkał z dominą, robił jej zakupy, utrzymywał. Jak to zwykle bywa, sam w normalnym życiu w pracy, był szefem, który umie dominować nad innymi. Gdy wracał do domu dominy, zamieniał się w uległego niewolnika.
Po jednej z sesji doznał skomplikowanego złamania w kostce, dominę za bardzo poniosło. Po złamaniu został zostawiony przykuty do ściany łańcuchem, a do szpitala pojechał po wielu godzinach, domina się w tym czasie onanizowała słysząc jego łkanie, płacz i wycie. Dopiero wtedy mój czytelnik poczuł że ma tego dość, tego w nim co każe mu być ofiarą. Poczuł ze albo się zabije albo wyleczy. Wiele nad sobą pracował a w tej pracy pomagałem mu ja, i jego fantastyczny, otwarty na niekonwencjonalne terapie psychiatra. To co mu doradziłem i co zrobił, to branie środka antydepresyjnego który mocno ograniczał popęd seksualny i kazałem wyjechać na co najmniej dwa tygodnie od dominy. Musiał stępić seks, bo gdy go mu zabraknie znowu by do niej wrócił, to jest silniejsze niż heroina. Przez około 10h dziennie pisał afirmacje na samoocenę, resztę dnia spał. Przeszedł przez piekło, w trakcie pisania płakał, kilka razy szedł się ciąć żyletką, ale wracał. W tym czasie ja robiłem za niego modlitwy w jego intencji, psychiatra często dzwonił i podnosił na duchu. Wytrwał, i po około trzech tygodniach zmienił się kompletnie. Wrócił do dominy po swoje rzeczy, chciał z nią porozmawiać ale ta zaczęła krzyczeć, cicho jej powiedział że musi poszukać sobie nowego pieska, że jej wybacza i życzy powodzenia. Domina zamilkła. Nie odważyła się uderzyć już swojego ex pieska. Piesek zamienił się w tygrysa. Dominanci natychmiast wyczuwają kto kim jest podświadomie. Możesz straszyć przestępcę, opowiadać bajki o swojej sile, a on i tak wyczuje kim jesteś w środku. I dlatego mimo mięśni ktoś mający wewnętrzną ofiarę jest napadany.
A co z czytelnikiem? w trakcie sesji oddechowej przypomniał sobie jak będąc małym dzieckiem, przypalił malutką dziewczynkę papierosem wziętym z popielniczki na jakiejś rodzinnej uroczystości, i jaką czuł radość z jej płaczu. O to później oskarżono kogoś z rodziny, była bójka, i wielka nienawiść. Wtedy młody chłopiec poczuł do siebie obrzydzenie i chęć ukarania siebie. A to można najłatwiej zrobić poprzez sex, kiedy to kara daje nam rozkosz seksualną. Jego podświadomość spełniła jego pragnienie karania siebie, dając mu tylko wtedy przyjemność seksualną gdy był poniżany i dręczony. Męczennicy umierający dla chwały Bożej też czują rozkosz erotyczną gdy są karani.
A więc wybaczył sobie incydent z dzieciństwa, i minęła chęć na karanie siebie. Po wszystkim zrezygnował z pracy i wyjechał na za Ocean zacząć nowe życie.
Tak więc, związek to droga przez mękę, ale czasami zdarza się że jest wspaniały. Taki jest gdy szanuje się siebie. Gdy nie szanujesz siebie, zawsze będzie coś nie tak. Za 20, 30 lat wspomnisz moje słowa z wielkim szacunkiem.
Cały problem polega na tym, że społeczeństwo zmusza nas do związków. Kobiety od dzieciństwa marzą i mówią tylko o nich, są programowane. Związek to też materialne zabezpieczenie kobiety która będzie miała dzieci. Ponieważ jest silna potrzeba związku, zawsze się będą zdarzały wielkie cierpienia. Ja tej presji nie mam, jak będzie fajnie to czemu nie? ale nie szukam związku, nie myślę o nim. Ci którzy mi mówią że będę sam, współczuję im. Wiele bolesnych lekcji przed nimi. Dopóki jet przyjemnie mi być samemu, będę sam. Gdy będzie przyjemniej być z kimś, będę z kimś. Jestem poza wszelkimi presjami, co budzi u ludzi gniew i strach. Ale u ludzi niemalże wszystko co jest inne od nich budzi gniew i strach, więc nie ma się czym przejmować.