FoTo mIsTrZ

  

Ostatnio dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy.

Nigdy nie zwracałem u siebie w mieszkaniu uwagi na pobór wody, było socjalistycznie, wspólnie, więc nikt nie szanował wody. Ale do czasu gdy wstawili liczniki. W pierwszym kwartale przyszedł dozorca, wyszło 5m. Spisał, zdziwił się że tak mało, wyszedł, nie interesowało mnie to kompletnie, opłaty małe. W drugim kwartale 5,7. coś nie tak. Ale jak mi nabija mniej to dla mnie jest wszystko ok. A teraz ile wyszło? 27 🙂

Zacząłem testować, sprawdzać, licznik dobry, faktycznie tyle nabiłem. Wychodzi plus minus 300 litrów wody dziennie. Teraz, będąc skąpcem ponad miarę zużywam 120 litrów. Zwykły prysznic szybki to 30 litrów. Jedno spuszczenie wody to 6 litrów. Strasznie byłem rozrzutny, gdy myłem zęby albo się goliłem pod bieżącą wodą. Teraz do golenia nalewam wodę do umywalki i tam nurzam swą paszczę i maszynkę. Ząbki też myję ekonomicznie, woda nie leci w trakcie szorowania siekaczy i kłów.

Mam lekką fobię, zawsze miałem jeśli chodzi o czystość dłoni. Często je myję a mam piecyk gazowy, otwieram wodę na full, czekam kilkanaście sekund zanim się rozgrzeje i wtedy myję – straszne marnotrawstwo. Oszczędzam na wszystkim, oprócz oczywiście toalety. Nie ma lepszej motywacji niż pieniądze 🙂

Niestety, w żaden sposób nie udało mi się podłączyć kodaka do komputera. Nie wiedzieć czemu komputer nie widzi sterowników do niego. Ale poradzili mi na forum komputerowym żebym kupił takie urządzonko co sie wkłada w niego kartę pamięci, i podłącza do usb, i już. Teraz chodzę i pstrykam zdjęcia. Tata z mamą już mi zabronili je robić, bo dopadam ich w codziennym ubraniu i uwieczniam. Dziś pojechałem samochodem na stację pociągów, (za szpitalem na Szaserów) wjechałem w taką ciemną dziurę, i poszedłem na tory.

To było piękne, te wszystkie lampy, tory, kable, księżyc, cisza nocy i daleki stukot pociągów. Bylem sam, i ogarnęło mnie poczucie wolności – wysiusiałem się na tory kolejowe jako mój osobisty bunt przeciwko światu. Niestety, nie wyszło mi żadne zdjęcie, ten aparat nie daje sobie rady w nocy.

Dziś byłem pod kościołem na Szembeka, akurat niebo się rozwarstwiło. Klęknąłem zadkiem do kościoła by zrobić zdjęcia oddziałujące na odbiorcę, na jego archetypowe widzenie świata, i moherowe babcie mnie przegoniły jako antychrysta który fotografuje kościół 🙂 próbowałem rożnych ujęć, robiłem zdjęcie z klęczek zza terenowego samochodu a w tle kościół, albo zza Toy toya, ale średnio mi wyszło.

Kompletnie oszalałem na punkcie fotografii, i znalazłem ujście dla jakiejś ekspresji mnie, tego co czuję. Fotografia moje dzieci, to ukazanie obiektywnej rzeczywistości w subiektywny sposób, wzbogacony o swoje emocje. Jutro wsiadam na rower, i jadę do lasu i na tory kolejowe pstrykać.

Ciekawe jest to, że wszystko czego doświadczam zamieniam w swoim umyśle na tekst który mógłbym napisać, a teraz patrząc na świat widzę tylko obrazy które mogę uwiecznić. Fotografowanie tak jak pisanie, mi daje wiele radości, i chciałbym tutaj oficjalnie już, serdecznie podziękować mojej czytelniczce Dorocie, za pieniążki kochane za które kupiłem sobie aparat.

Jutro idę do urzędu pracy, pewnie będą mi chcieli wcisnąć robotę za 1200 brutto. Ale już nie mogę tak siedzieć w domu, muszę jakąś pracę dorwać, kupię Wyborczą i zobaczymy. Inna sprawa że znowu coś nie tak jest ze mną, pięć dni pod rząd mnie skręca z bólu brzucha, przedwczoraj się aż przestraszyłem bo cała toaleta krwi była. Szkoda ze fotki nie zrobiłem 🙂 do gastrologa po znajomości za 3 miesiące może bym się dostał. Wiecie co? moja czytelniczka pół roku temu zadzwoniła do mnie, i zaproponowała mi pracę w wydawnictwie, jeździłbym z sympatycznym facetem do Gdańska i z powrotem dostawczakiem,byśmy się zmieniali przy kółku. Praca piękna, ja lubię jeździć, dobra muzyka, i obrazy zmieniające się jak w kalejdoskopie, niemalże jak kobiety w moim życiu 🙂 Niestety musiałem odmówić ze względów zdrowotnych, i żałuję, cholernie żałuję.

No nie mogę sobie darować tej audycji w radio. Chcialbym byście uslyszeli ją, chcę byście byli świadkami jak przelamałem swój lęk, chce byście słyszeli panikę i strach w moim głosie który zmieniam w zwycięstwo, ponieważ chcę mówić o tym w co wierzę ludziom. Teoria o której piszę to jedno, a praktyka i doświadczenie to coś znacznie lepszego. Napisałem do radia meila że jeśli mi wyślą te nagranie o ile je robią, a raczej je robią, zrobię im darmową reklamę na blogu. No i czekam na odpowiedź.

Psychologia hau hau

  

Pies jest jak dziecko. Jest niewinny. Owszem, psy rozrywały ludzi na strzępy w obozach śmierci, ale tak zostały uwarunkowane i wytresowane. To człowiek jest tego winien, nie pies. Pies jest nie tylko niewinny, ale i naiwny jak dziecko, i staje się taki, jak chce tego człowiek. To człowiek swoja agresją zmienia psa w bestię, a nigdy pies człowieka.

Prowadzone badania naukowe niezbicie wykazały, że kawalerzy krócej żyją niż żonaci. A kawalerzy z psem żyją dłużej niż żonaci. (i prawdopodobnie znacznie przyjemniej).

Kawalerzy samotni żyją najkrócej, a Ci z psami i żonami dłużej. Czemu?

To nie tylko zasługa spacerów z psem, które zmuszają statystycznego „kanapowego” mężczyznę do opuszczenia telewizora, a w przypadku żonatych do wyjścia z domu na świeże powietrze („by nie zwariować od gderania tej starej jędzy”). Człowiek który jest sam, jest skazany na dłuższe przebywanie sam ze sobą. Nasze myśli, których przeciętny człowiek nie jest w stanie kontrolować, a które miotają nami na wszystkie strony (chodzi o stany emocjonalne) sprawiają że będąc sami sięgamy do pamięci. W 99% nie przypominamy sobie miłych chwil, ale te złe, nieprzyjemne, sytuacje które nas zraniły.

Z upodobaniem przeżywamy w głowie wydarzenia w trakcie których byliśmy oszukiwani, upadlani, porzucani. Rozkoszujemy się nimi, napawamy świadomością bycia ofiarą. Oto nie jesteśmy nikim, liczymy się, nas też napadli! w trakcie tych wspomnień płoniemy gniewem, nienawiścią, frustracją, chęcią zemsty. Gdy siedzimy i o tym myślimy, rośnie nasze ciśnienie krwi, nasze ciało zalewa adrenalina, ponieważ nasz mozg nie rozróżnia czy mamy walczyć bo wspominamy scenę walki czy też naprawdę istnieje zagrożenie życia.

Te hormony przygotowujące nasze ciało na walkę i ból, znieczulają nas i aktywizują, są przeznaczone do spalenia w trakcie intensywnego wysiłku mięśni, podczas gdy my siedzimy, a te substancje niszczą nam organizm. I już nie chodzi tu o zniszczenia naszego ciała, ale o to ze co to za przyjemność siedzieć w weekend na kanapie, i zaciskać pięści w bezsilnym gniewie, wspominając nieprzyjemne wydarzenia. Jesteśmy w ciepłym, bezpiecznym miejscu, a tak naprawdę umysłem jesteśmy w piekle.

Ludzie pod wpływem hormonów stresu, są zwyczajnie pod wpływem narkotyków. Moi czytelnicy którzy się kiedyś bili na pieści, zapewne znają ten stan w trakcie bójki, kiedy jesteśmy uderzani przez przeciwnika z całej siły pięściami po twarzy, i odczuwamy to jako zaledwie muśnięcia – a przecież każde takie uderzenie to bardzo silny ból. No właśnie – w trakcie walki jesteśmy znieczuleni, wpadamy w stan szoku. To dlatego ludzie po bardzo silnym urazie nie czują bólu przez pewien czas, kiedy na przykład ich stopa czy ręka w tragicznym wypadku jest odcięta. Szok to oczywiście hormony, które nas „narkotyzują”.

Nasz mózg jak już wspomniałem, nie rozpoznaje czy my sobie wyobrażamy ten stan, czy jest on tu i teraz naprawdę. (Sprawdź to sama mierząc sobie puls). Kiedy wyobrażamy sobie jak zostaliśmy zranieni, oszukani, nasze ciało jest „pod wpływem”. To co postrzegamy będąc w tym stanie jest znacznie zawężone, nie jesteśmy w stanie dostrzec i zanalizować logicznie nawet kilku szczegółów otoczenia. Ludzie którzy ciągle wspominają swoje tragedie życiowe, są, delikatnie mówiąc, naćpani. Są bardziej odporni na ból, rozdygotani, i prawie na pewno szybciej niż jest to zapisane w ich genach umrą na udar mózgu, kiedy to jakaś żyłka w mózgu nie wytrzyma, pęknie, a człowiek który uwierzył że jest ofiarą, zostanie sparaliżowany i spędzi resztę życia zaśliniony, bełkocząc coś czego nikt nie zrozumie, i wyjąc z bólu od odleżyn.

Byłeś kiedyś w szoku po nerwowym zdarzeniu? pamiętasz jak mało widziałeś wokół siebie? to jest wlaśnie zawężenie świadomości.

Druga strona medalu – gdy sięgasz pamięcią do pięknych momentów, gdy obcujesz z kwiatami, pięknymi kobietami, bawisz się ze zwierzątkami, podziwiasz zachody słońca, a wspominasz tylko urocze momenty życia, gdzie zwycieżałeś i odnosiłeś sukcesy, Twój organizm wytwarza hormony szczęścia, na przykład endorfiny. Te hormony powodują rozluźnienie ciała, znaczny spadek ciśnienia krwi, lepsze dokrwienie organizmu, czyli wpływają niezwykle zdrowo na organizm. Ale to nic – człowiek zadowolony, radosny, czuje ze żyje. Jego życie ma sens. Ludzie szczęśliwi mają zwykle rozszerzoną świadomość – widzą więcej szczegółów w otoczeniu, szybciej je analizują, są inteligentniejsi w każdym teście na inteligencję.

Z tego co napisałem, wypływa kilka bardzo ważnych wniosków.

Człowiek który daje Ci rady życiowe, duchowe, a sam jest zestresowany jest oszustem. Jak człowiek który cały czas jest naćpany przeciwbólowymi hormonami, widzi bardzo mało wokół siebie bo szok ogranicza jego zdolność percepcji, cały jest napięty i zastraszony, skulony w sobie, rozedrgany, w swoim umyśle wspomina z rozkoszą jak został napadnięty czy obrażony – jak taki człowieczek może Ci dać coś wartościowego? czego Cię nauczy? to dlatego Ci co chcą naprawdę pomagać innym, muszę najpierw pomóc sobie, a potem dopiero brać się za innych. Po tym poznacie prawdziwego mądrego człowieka który może wam wskazać pewien kierunek w życiu. Ja zanim zająlem się pracą z ludźmi, medytowalem przez 15 lat pragnąc poznać siebie, a nie innych. I co się okazało? że tam w środku, wszyscy jesteśmy tacy sami. To tylko maska jest inna, mechanizm jest zawsze taki sam. Dojście do tego mechanizmu, nazywane jest oświeceniem, przebudzeniem.

Albo gdy tacy ludzie Cię krytykują, obgadują – czy to jest warte przejmowania się? czy warto korzystać z takich uwag nieszczęśliwych, przerażonych ludzi?

Rozróżniaj w życiu, albowiem nie każde złoto co się świeci.

Drugi wniosek, znacznie ważniejszy. Gdy ktoś Cię skrzywdzi, nie wybaczając tej osobie tak naprawdę uderzasz w siebie. Nie dość ze ktoś uderzył w Ciebie, to później Ty sam całymi latami niszczysz się i swoje życie. Wybaczenie krzywdzicielom jest tylko i wyłącznie w Twoim interesie, a trzymanie w sobie tych jadowitych wspomnień jest nienawiścią do siebie. Owszem, trzeba zanalizować to co się stało, ale nie trzymać tego w sobie. Ludzie w trakcie terapii często uświadamiają sobie, jak nieświadomie prowokowali swoją mową ciała do napadów na siebie, wtedy wybaczenie pojawia się niejako samo z siebie.

Musisz też wiedzieć, że myśląc o krzywdzie której doznałaś,  promieniujesz w około siebie poczuciem bycia nikim, ofiarą. Ci co żyją z nieszczęścia innych, wyczuwają takie osoby, i atakują. Rozpaczając, stajesz się tarczą strzelniczą na poligonie strzeleckim.

Ludzi którzy żyją rozmyślaniem o przeszłości, szokuje fakt że pojawiają się na poligonie strzelniczym życia z wielką tarczą na czole, i wszyscy do nich strzelają jak do kaczek. I dobrze. Może jak ból stanie się nie do wytrzymania, zaczniecie myśleć ze coś może z wami jest nie tak – i tak jest w istocie kochani. Wam nie trzeba nowych cech charakteru, nowego auta, domu – wy już jesteście wspaniali. Ale w trakcie wychowywania uwierzyliście w to że jesteście nikim, że nic nie umiecie, nie dajecie sobie z niczym rady, ze jesteście winni wszystkiemu, że sex jest brudny i zły, że radość jest niepoważna a prawda daje tylko kłopoty – i tak jesteście traktowani. Gdzieś w sercu, czujesz czytelniku że mam rację. Skąd te ciągłe poczucie winy niemalże za wszystko? czemu uważasz się za śmiecia? nie masz tego dość?

Wiec rzuć to wszystko! co Ci dała Twoja cala życiowa wiedza, Twoje poglądy, przekonania? co Ci dały, skoro jesteś w punkcie życia, gdzie płaczesz po nocach? gdzie poczucie sensu życia, szczęście, satysfakcja, sukcesy, marzenia, gdzie to wszystko się podziało? Wszystko co masz teraz w głowie, nie jest Twoje, i nadaje się jedynie na śmietnik. Spokojnie – Twoje poglądy i wierzenia to nie Ty prawdziwy – Ty w to tylko uwierzyłeś.

No i sami widzicie, co wy macie ze mną. Miało być o psach, a skończyło się na wykładzie. Dać mi klawiaturę, a zaraz mnie ponosi. Ale chyba nie żalujecie, prawda?

Wróćmy do tych piesków. Człowiek mający psa, korzysta nie tylko ze spacerów które same z siebie są niezwykle zdrowe i korzystne. Przede wszystkim działanie które musi podjąć – rzucenia psu patyka, gonienie za nim gdy połknie żabę, mycie gdy wytarza się w cudzych kupach z których słyną nasze Polskie trawniki, i te właśnie działania zmuszają go do wyjścia z tej swojej wewnętrznej rzeczywistości w której tkwi. Wystarczy wyjść na chwilę z pamięci, nie szkodzić przez chwilę samemu sobie wspomnieniami, by organizm zatruwany adrenaliną zaczął normalnie pracować i się odtruwać. I wreszcie – obcowanie z pięknem, a pies z całą pewnością jest piękny i kochany, daje nam poczucie szczęśliwości.

Te wszystkie sprawy nie tylko przedłużają życie naszemu „kanapowemu” mężczyźnie, uwrażliwiają go, sprawiają że życie staje się weselsze, ale także poprzez to ze staje sie komuś potrzebny, musi się opiekować pieskiem, wraca mu poczucie męskości, bycia potrzebnym. Znane są przypadki kiedy to mężczyzna mający zaburzenia erekcji, po zajęciu się psem stawał sie casanową. Stres i napięcie psychiczne, poczucie bycia nieudacznikiem niszczy erekcję i nawet chęć na sex. Pies daje nam to zagubione uczucie radości. i wtedy wraca chęć do życia, oraz ku radości żon, koleżanek w pracy i Pań w Agencji towarzyskiej siła w trzewiach.

Drogie Panie – wasz Pan leży na kanapie calymi dniami, i stęka popijając piwo, popierdując, a na podłodze kolo niego leżą śmierdzące skarpetki i slipy? wydobądź ze swego mężczyzny duchowego giganta, i kup mu psa. W waszym lóżku wialo chłodem, od kiedy Twojemu Panu skoczył cholesterol i prostata się popsuła? teraz będzie cieplo – bo będziecie spali we trójkę. Nie podoba się? to możesz iść spać do innego pokoju, albo w ogóle się wynieść – pa pa, Ty stara, wiecznie niezadowolona krowo 🙂

Wymiar duchowy – niektórzy ludzie nie nadają się do związków, są zaborczy, zazdrośni, i sami sobie z tego zdają sprawę. Jednak ich serce płonie pragnieniem miłości, daniem komuś swojej opieki i ciepła, troszczeniem się o inną istotę. Pies jest wtedy doskonałym wyjściem – piesek za swoją obecność nie żąda pieniędzy, wycieczek krajowych i zagranicznych, ubrań, nie robi fochów, nie płacze gdy utyje znowu 5kg zrzucając winę nie na kolejną porcję lodów a na geny, i nie ma cellulitisu. Pies jest emocjonalnym zbawcą i pocieszeniem ludzkości.

Pamiętajmy o tym ile te wspaniałe zwierzaki dają ludziom samotnym, biednym, starszym radości i poczucia że dla kogoś istnieją, że nie sa tylko nic nie wartym płomykiem, które lada chwila zdmuchnie kapryśny zefirek przeznaczenia. Pamiętajmy o tym, i wplacajmy pieniądze od czasu do czasu na schroniska. Psiaki muszą coś czasem zjeść, mieć ciepłą budę. I to my możemy załatwić pieniędzmi. Zamiast łkać codziennie do Boga o nowy samochód, pokaż ze jesteś kimś – wpłać 100pln i niech jakiś piesek się za to naje do syta przez dwa tygodnie. Nie żebraj o miłość, powstań z klęczek, po prostu daj ją tym, którzy bezinteresownie ją dają, i są wyrzucane bo się znudziły. Masz w sobie wiele milości, tylko tego nie czujesz. Jesteś kimś więcej niż tym za kogo siebie uważasz, a poznasz w sobie tą moc, gdy podzielisz się tym co masz z tymi co nie mają – z pieskami w obsranych schroniskach.

Tym charakteryzuje się nadczłowiek w szarej masie tłumów, że potrafi wyjść poza siebie. Poza swoje uwarunkowania, ograniczenia, poza swoją wiarę w biedę. Nie jesteś biedny, jesteś przejedzony. Podziel się tym co masz, a poczujesz co znaczy wznieść się poza zwykłych śpiących ludzi ktorym wydaje się że żyją, poza to co znane.

Sam myślę teraz nad psem. Ale jakim? najbardziej podoba mi się wilczur. moze kundelek? są bardzo inteligentne. Husky miala moja ex, raz ja biegalem aż do palpitacji serca, potem ona, i tak parę razy na zmianę aż oboje się nadawaliśmy na OIOM, a pies nawet się nie zdyszał 🙂 a moze ulubiony pies mojego ulubionego pisarza, Deana Koontza – golden retriever? ja myślicie, jaki pies do mnie pasuje najbardziej? pitbull? mastiff?

Disco mistrz

Siedzę trochę po 23 wieczorkiem przy komputerze, ogrzewam mieszkanie gazem w kuchence bo zimno, a słucham akurat radia planeta bo puszczają kilka dyskotekowych hitów przy których lubię sobie poskakać gdy zbyt dlugo siedzę.

I słyszę nagle dyskusję na temat magii (w radiu które puszcza tylko disco 🙂 ), dzwonią ludzie i rozmawiają z Panią prowadzącą, przekonując do tezy że magia istnieje. A może ja spróbuję? przyszło mi do głowy. Ciśnienie mi skoczyło ze strachu, nigdy nie mówiłem w radio, i to jeszcze na jakiś temat który znam słabo. Jestem specem od rozwoju osobowości a nie od magii, latających dywanów i czarownic, chociaż wspominając moje ex, to jednak w tym punkcie trochę doświadczenia mam. – prezenterka podaje szybko numer, który oczywiście zapisuję z błędem, dzwonię, nikt nie odbiera, śpią w tym radiu czy co?

Odbiera zaspany dziadek, przerywam połączenie. Szkoda dziadka, może mu coś się przyjemnego śniło.

W końcu znalazłem na ich stronie internetowej numer do studia, dzwonię w sumie na luzie bo myślałem że najpierw połączą mnie z kimś, kto poźniej mnie da na żywo o ile się w ogóle dostanę. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy nagle słyszę swój glos z radia. Z mojego radia! wyobrażacie to sobie? moje radio mówi do mnie moim głosem. Co to się teraz wyrabia na tym świecie.

No i zacząłem mówić, gadałem i gadałem z miłą Panią, a gadałem o szoku prenatalnym i troszkę o Hunie. Na początku miałem zablokowany ze stresu oddech, i mowiłem na pełnych płucach, piszczałem w sumie. Z czasem jednak się rozgadałem (jak zwykle 🙂 ) gdyż podświadomość i ludzka psychika to moja pasja. Musieli mi przerwać bo był koniec programu, a ja gadałem i gadałem 🙂 udało mi się jednak powiedzieć na głos księga sukcesów bo reklamować bloga mi zabroniono. Ale wystarczy to wpisać gdziekolwiek, i wyskakuje mój blog.

Sądzę ze wyszło nieźle biorąc pod uwagę że byłem kompletnie nieprzygotowany, jak na pół godziny gadania tylko kilka razy zabełkotałem, a tylko jeden błąd zrobilem – nie nagrałem tego by wam puścić. To znaczy położyłem pod głośnikiem mp3 ale Pani poprosiła mnie o ściszenie radia – poza tym mp3 się zepsuła, i plik nie da się odtworzyć więc wszystko diabli wzięli. No ale nieważne.

A więc co jest ważne? ano ważne jest to, że warto się przełamywać i pokonywać swoje ograniczenia. Ja się strasznie bałem, ale celem w tym roku jest dla mnie książka, wydanie jej. I dla mojej wizji zrobię wiele. Ta rozmowa w radio uświadomila mi także pewne moje ograniczenia, mianowicie ze stresu blokuje mi się powietrze w plucach i mówię pełnymi co sprawia wrażenie piszczenia i nerwowości. I mają na to sposób podobno, oddychanie przeponą to się bodajże nazywa. Muszę tego się nauczyć koniecznie.

Zawsze marzyłem o występowaniu przed wielką salą pełną ludzi. Teraz wiem ze jeszcze trochę muszę się nauczyć swojego ciała. I dobrze. Tyle wspaniałości jest we mnie do odkrycia, tyle skarbów, tyle ograniczeń do pokonania, to jest wspaniałe 🙂

Czemu ludzie zapominaja?

Moja czytelniczka, Ania z Wrocławia, zadała mi z pozoru proste, ale też bardzo  ważne i mające „drugie dno” pytanie. Jako moi czytelnicy ten temat musicie poznać, i przemyśleć go dokładnie. Zapraszam do lektury.

„Dlaczego ludzie tak szybko zapominają że ktoś im kiedyś pomógł?”

Droga Aniu,

Wszystko rozbija się znów, o tą nieszczęsną samoocenę. Gdy komuś pomagasz, ważna jest Twoja intencja, a są jej dwa rodzaje. Gdy ktoś prosi Cię o pomoc bo ma spory problem losowy, załóżmy że Twoja przyjaciółka zgubiła portfel, a ma zapłacić ważną ratę, pożyczasz jej pieniądze, i to jest ok, a raczej Twoja intencja jest ok.

Jest też drugi rodzaj pomocy, kiedy uważasz kogoś za nieudacznika, nieroba, ofermę która nie umie sobie dać sama rady. Wtedy pomagasz, ale Twoja pomoc jest nacechowana pogardą. Pomagając, tak naprawdę upokarzasz wspomaganą osobę, a sobie polepszasz humor i samoocenę. Oto pomagasz „nieudacznikowi”, czujesz się lepsza, mądrzejsza. Oczywiście taka pomoc jest obrzydliwa, i obdarowany nią korzysta z niej, ale nie łudźmy się – taką pogardę czuć, i w środku „oferma” nas nienawidzi. Kiedy ma okazję, zemści się, to jest pewne – gdy już dochodzi do odwetu, wtedy my otwieramy szeroko usta, i roniąc krokodyle łzy dziwimy się ludzkiej podłości, nie widząc własnego wyrachowania.

Znany jest doskonale fakt z życia Józefa Stalina, najpotężniejszego człowieka na ziemi. W młodości za bandyctwo uciekał z zesłania na Syberii, i ludzie którzy mu pomogli, dzięki którym przeżył, po jego dojściu do władzy byli bezlitośnie mordowani, wszyscy co do jednego. Towarzysz Stalin miał bardzo dobrą pamięć. Natomiast pewien starszy Pan który odmówił uciekającemu z Syberii Stalinowi łódki i pognał go kijem, zmarzniętego i ledwo żywego z głodu (Stalin wtedy wpadł do mroźnej wody mając zapalenie płuc, i cudownym sposobem, albo raczej diabelskim, patrząc na efekty tego „cudu”, wyzdrowiał) został ściągnięty do Moskwy gdzie objął funkcję szefa Mauzoleum Lenina.

Ludzie wierzący w swą wielkość, nigdy się nie odwdzięczą – wtedy by musieli przyznać przed samym sobą że kiedyś byli słabi. Każda myśl o osobie która im pomogła, jest dla nich policzkiem i psuciem tego obrazu siebie, który sobie wykreowali. Ale to nie wszystko – tacy ludzie niechętnie patrzą na ludzi, którym są coś winni – wiedząc że mają dług wdzięczności, obawiają się że tamci będą na nich wpływali, ograniczali ich własne decyzje.

Więc jeśli pomogłeś takiej osobie, a ta osoba jest silniejsza (jest Twoim szefem, jest silniejsza fizycznie, ma więcej znajomych) od Ciebie, to spodziewaj się nie tylko braku wdzięczności, ale też obgadania, donosu, i prób zniszczenia czy też zdyskredytowania Ciebie w każdy możliwy sposób. Uważaj komu pomagasz, i pomagaj tylko wtedy gdy tak czujesz sercem, z miłością – nigdy z litości, bo zostaniesz ugryziony, i słusznie, bo jeśli ktoś nie korzysta z rozsądku to wtedy może cierpienie i strata finansowa nauczy go rozumu.

Świat jest pełen ludzi, którzy uważają że są pełni miłości do ludzi, którzy tego nie doceniają. Ale jak przyjrzeć się bliżej tej „miłości”. to zbiera się na wymioty. Jest to czasami tak skoncentrowana pogarda, radość i podniecenie z ludzkiego nieszczęścia, że zakrawa to o zbrodnię. I taka osoba pisze do mnie, żali się że świat jest pełen skur… Gdy sugeruję że to może coś z tą osobą jest nie tak, że może nie trzeba zbawiać na siłę świata tylko pozwolić żyć ludziom tak jak chcą a nie na siłę ich zmieniać,  zostaję oczywiście zaliczony do poczetu skur…

No cóż. Za kłamstwo się płaci wysoką cenę. Jeśli ktoś nie chce wejrzeć w Ciebie, przyjrzeć się swoim uczuciom, jest skazany na odrzucenie i cierpienie. Ale tak musi być, nie ma innej drogi do nauki. Powiesz takiej osobie coś? nie. Wiec niech cierpi i uważa się za świętą, niedocenioną świętą. Gdy cierpienie stanie się nie do wytrzymania, może zmusi ją to do jakichś refleksji,

I na koniec dobra rada – wdzięczność maleje z czasem. Wiedzą o tym i policjanci przesłuchujący ludzi bezpośrednio po szokującej wiadomości dla nich o śmierci ich bliskich (odpowiadają na każde pytanie, później się stawiają, kłamią itd) i lekarze namawiający bliskich do podpisania zgody na oddanie organów zmarłego krewnego – gdy minie szok, zaczyna się kombinowanie.

Gdy zrobisz coś dobrego, żądaj natychmiast odplaty. Z czasem wdzięczność jak i każda inna emocja blaknie, i coraz trudniej o dowód wdzięczności. Bardzo niewielu ludzi jest takich, którzy podtrzymują w sobie pamięć o przysługach innych ludzi, i jest to dla nich sprawa honoru. Taką osobą jestem na przykład Ja 🙂

Rozkosz i ból

 

Czy zastanawiali się Państwo kiedyś, że wahadło zegara puszczone w ruch, raz idzie w jedną stronę, by po chwili być po drugiej stronie?

Niby takie banalne, ale ukazuje nam pewną niesamowitą tajemnicę, której nawet nie przeczuwamy. Słońce wchodzi, i zachodzi, dzień przegania noc, a moneta ma dwie strony.

Nasze ciało – niektórzy z nas doświadczyli wielkiego bólu, a to łamiąc jakąś kończynę, czy to uderzając się gdzieś. Niektórzy znają ból zapierający dech w  piersiach, pełznący w kierunku granicy za którą następuje błogosławiona utrata przytomności. Czytałem o ludziach, którzy po operacjach mają naruszony nerw, na przykład w nodze. Ból jest tak przerażający że nawet morfina nie działa. Całymi dniami jęczą i krzyczą z bólu a jedyne co działa to przecięcie tego nerwu.

Ból, to nerwy oplatające całe nasze ciało, nasze organiczne czujniki, przekazujące informacje dotykowe. Ale przecież orgazm, miły dotyk, masaż, to też są nerwy, Skoro więc nerw może przekazać nam gigantyczny ból, może także dostarczyć nam rozkoszy przewyższającej zdolność rozumienia. Proszę pamiętać, ze wahadło raz puszczone w ruch, wraca. Nasze ciało ma potencjalna możliwość sprawienia, byśmy krzyczeli z bóli, albo rozkoszy. Ból znamy, boimy się go co jest dla mnie całkowicie zrozumiałe jako że sam unikam go jak tylko się da.

Ale czemu znamy tylko tą stronę życia? ile mamy z tego życia rozkoszy, przyjemności? czy życie naprawdę musi być gehenną, jak nauczają wszelkiej maści kapłani wszechmocnego Boga, któremu świątyń muszą pilnować wściekle, głodne psy i ochroniarze?

Tak jak pisałem, z rozkoszy znamy – przyjemność z jedzenia, picia,, kopulacji, pełnego wypróżnienia, masażu, głaskania. Jest to przyjemne, ale nie aż tak bardzo – a przecież nasze ciało ma taką możliwość. Tą możliwość znają na wschodzie ludzie ćwiczący jogę a w naszej kulturze narkomani. Heroina wstrzyknięta w żyłę nie daje rozkoszy, ona tylko sprawia że nasze nerwy dają przyjemność. Czyli ta przyjemność jest w nas, a narkotyk to jedynie uruchamia.

Ale wróćmy do joginów. Po latach ćwiczeń, jeśli są szczęściarzami osiągają stan nazwany  samadhi. W tym stanie doświadcza się ekstazy. I ja medytując latami, doświadczyłem kiedyś łaski tego stanu przez chwilę, jedną niebiańską chwilę. Jest to stan duchowy, ale mimo wszystko odczuwany w ciele. Nie oszukujmy się – to nerwy przekazywały tą przyjemność. A jaka jest to przyjemność?

Zanika zupełnie czas. Nie ma zjawiska przemijania. W całym ciele pojawia się silna, pulsująca wibracja odczuwana w kręgosłupie. W całym ciele rozlewa się jak żar, wielka przyjemność, tak wielka że nie jestem w stanie jej opisać. Nie ma ciała, jest tylko tańcząca w każdej komórce naszego ciała radość i piękno. Doświadcza się poczucia że nasza kula ziemska, i cały nieskończony kosmos to  jedna wielka rodzina, jedność – nie ma ras, nie ma krajów, religii, jest tylko miłość. Ulga którą się odczuwa jest nieporównywalna z niczym.

Mógłbym się pokusić o zobrazowanie tego, gdy na przykład niesiemy coś ciężkiego, nie wytrzymujemy z wysilku, i zrzucamy to z siebie. Ale to jest śmieszne porównanie. W tym stanie nie istnieje żaden lęk, ani śmierć. Jest tylko jedna chwila która jest wiecznością a nasza świadomość rozciąga się na cały kosmos. Jesteśmy nieograniczeni, wolni.

Jest to tak niesamowity stan, że nie poddaje się żadnym opisom. Każdy opis splugawi to co się wtedy czuje. Ten stan mija, ale zostawia po sobie wibrację w ciele, trwającą jeszcze długi czas.

Jak doświadczać w ciele przyjemności? pierwsza i podstawowa zasada – odprężenie. Napięte ciało nie odczuwa rozkoszy. Odprężenie osiąga się na dwa sposoby – weź głęboki oddech, powoli, przytrzymaj chwilę w płucach, i kontrolując go, powoli wypuszczaj – zauważysz wtedy że wiele mięśnie się niesamowicie odpręża, schodzi z nich napięcie. Po 15 minutach tego ćwiczenia, zauważysz jak bardzo Twoje całe ciało było napięte, zestresowane. Drugim sposobem, jest skierowanie swojej uwagi, swojej świadomości na ciało.

Załóżmy że skoncentrujesz się na twarzy, po prostu będziesz w niej, będziesz ją obserwował – zauważysz jak powoli mięśnie rozluźniają się a w całej twarzy rozlewa się kojące ciepło. Zwracaj uwagę po kolei na wszystkie swoje mieśnie, a zobaczysz jak niesamowite jest Twoje ciało. Uwaga – jeśli nagle sie rozpłaczesz, to nie jest to nic niewłaściwego. Napięciem i stresem maskujemy pewne schowane w naszym ciele uczucia, gdy odprężamy ciało one się uwalniaja i wtedy może (ale nie musi) zalać nas powódź poteżnych uczuć, nad którymi nie zapanujemy – i dobrze, niech płacz, śmiech, krzyk Cię oczyści. Po tym poczujesz wielką ulgę.

Rozkosz ciała – delikatność. Skoncentruj uwagę na ustach, dotknij je lekko palcem, poczuj je – czujesz jakie to jest seksowne? każdy fragment Twego ciała możesz tak doświadczać, delikatnie, gdyż w delikatności zaczyna się przyjemność.

Cały opis tematu przerasta możliwości tego artykułu, ale moim przesłaniem było – jeśli uważasz ze znasz życie i to co jest w stanie Ci zaoferować, to bardzo sie mylisz. Znamy tylko te przykre możliwości, tych pięknych, nie znamy prawie wcale. Umieramy z pragnienia na łódce, płynącej po słodkim jeziorze.

Pytanie czytelniczki.

Wybrałem wam jeden z listów od czytelniczki, pokazujący istniejący ten sam, od wieków, problem. Zapraszam do lektury.

Witaj 😉 Mam pytanie, otóż nie wiem jak psychicznie(mentalnie?) odizolować, uniezależnić się od mojej rodziny, która ciągnie mnie w dół. Ogólnie już samo to że mam naturę bardziej samotnika i nienawidze musieć przebywac z ludzmi z którymi być ciągle nie chcę ale chodzi tu o coś innego. Moja rodzina przepełniona jest złymi emocjami, frustracją a nawet nienawiścią szczególnie przez ostatnie pół roku przez ———-.Tylko dół i cierpienie bo przecież trzeba trwać w beznadziejnym związku w imię boga, trzeba nieść krzyż który nam został dany, rozumiesz, cierpienie by dostać się do nieba. W dodatku od zawsze praktycznie jestem uważana przez całą rodzine za wielką egoistkę, nie bardzo potrafię powiedzieć dlaczego. Jeżeli nie biorę czasem do siebie jakiś przyziemnych spraw, nie przejmuję się czymś czego nie mogę zmienić to słyszę że jestem cyniczna. Siostra ma w sobie również wiele frustracji, a ja nie chcę tak żyć, bo teraz rozumiem na czym to wszystko polega. Moja rodzina nie jest zła, ale tak jak mówiłam, ciągnie mnie w dół, chcę żyć wg moich poglądów ale jest mi cieżko nie łapać wsrod nich doła..
Jak mam się uniezależnić od tych ‚nastrojów’? ostatnio bardzo wierze w siebie, czuje sie szczesliwa, sam rozumiesz, ale boje sie ze nie uda mi sie to wlasnie przez ich postawy..

Oto mamy młodą kobietę, która chce zaznać życia w całej jego pełni. Chce się bawić, kochać i być kochaną, chce być szczęśliwa, poczuć że żyje, chce doświadczać życia, realizować sie. Jednak na przeszkodzie staje rodzina, która ten okres życia ma za sobą. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że rodzice mojej czytelniczki też chcieli tak żyć, mieli marzenia, plany – zostali wychowani w wierze że ślub, małżeństwo, dzieci – oto bramy niebios. Każdy spełniany punkt z listy sprawiał jednak, ze szczęścia jak nie było tak nie ma. Gdy w końcu rodzice uświadomili sobie ze to wszysto nie miało sensu, że źle w życiu wybrali, było za późno.

Nie jest łatwo wyzwolić się z kredytów, dziecka, i dziesiątek innych zależności, więc tkwi się w sidłach małżeństwa, w którym nie ma już nic oprócz nienawiści i rozgoryczenia, poczucia straconych szans. To rodzi silna frustrację i poczucie porażki życiowej. Ludzie w tym stanie nie rozumieją ze przyczyną cierpienia nie jest ich partner, a to ze szczęścia nie szuka się na zewnątrz a wewnątrz siebie. Żyli ślepi, i umierają ślepi nie znając prawdy.

W tym momencie widząc entuzjazm budzącej się do zycia kobiety, chcą ją stlamsić, zniszczyć. I tak wygląda przeważnie „miłość” rodziców. W razie gdyby córka się topiła bez zastanowienia oddali by za nią życie, gdy chce byc szczęśliwa wylewają na nią wiadro pomyj, ograniczają, krytykują każdy pomysł czy inicjatywę. Za jej radość mają do niej winę, bo przecież poważny i dorosly człowiek nie powinien się radować, powinien być smutny, poważny – co jest warte życie bez zabawy, bez śmiechu, radości? to tylko powolne konanie i czekanie na śmierć, gdzie podobno jak mawiają „Ci co wiedzą” Bóg da raj dla tych co się katowali wrzuci do piekła i dopier… tym co sie radowali i cieszyli życiem.

Ale czy na pewno? czy aby „Ci co wiedzą” mylili się tyle razy w swojej historii, że poważnie w to wątpię.

A teraz moja odpowiedź dla Ciebie kochanie.

Przede wszystkim musisz (nie musisz, ale warto) zrozumieć ze:

1. Twoi rodzice już się nie zmienią. Nie wolno Ci ich zmieniać. Oni mają swoje zdanie, swoje życie. Nie walcz z nimi, stracisz tylko swoją energię a ich zmotywujesz by zwiększali ilość pomyj i tych wszystkich negatywności które na Ciebie wylewają. To ich życie, takie sobie wybrali i musisz uszanować ich wolny i świadomy wybór. Z szacunkiem zaakceptuj ich życie.

Każdy uczy się dokonując wyboru, i doświadczając jego owoców. W ten sposób gdy się sparzymy w palec nie dotykamy się już więcej do ognia. Twoi rodzice doświadczają swoich wyborów. Jeśli były złe, skutkiem jest nieszczęście. I tylko te nieszczęście może ich zmotywować do szukania gdzie popełnili błąd. Nie możesz im zabrać tej lekcji i cierpienia, ponieważ nawet jak jakimś cudem uda Ci się tego dokonać, to oni się nie zmienią i natychmiast znowu wpadną w kłopoty i cierpienie.

Twoje cierpienie to też skutek niskiej samooceny, i wiary w rodziców. Cierp więc do momentu gdy wystarczająco mocno zechcesz nie cierpieć. Mam nadzieję ze Twoja chęć zmiany jest prawdziwa i szczera. Jeśli tak jest, osiągniesz wyzwolenie od cierpienia. Gdybym Ci teraz zabrał rodziców, nadal byś cierpiała, wiesz? życie nie lubi próżni, natychmiast ten sam problem, inaczej nazwany i opakowany by Cię dopadł.

Jesteśmy tu na ziemi, odgrywamy zaplanowane role i uczymy się siebie. Do tej scieżki mamy dwóch opiekunów – cierpienie nazwane Szatanem, i szczęście nazwane Bogiem. Gdy cierpisz, cos jest nie tak. Nie ktos, ale coś w Tobie. To Szatan kłuje Cię widłami w serduszko. Gdy idziesz dobrą ścieżką, czujesz jak Twoje serce rośnie, ogarnia Cię entuzjazm, chęć do życia, radość, siła, czujesz powiew wolności i świeżości – to Anioł macha skrzydłami wskazując Ci cel.

2. Jedyna zmiana rodziców, mało realna ale jednak się czasami zdarza, to zmiana siebie. Gdy przestaniesz z nimi walczyć, gdy ich zaakceptujesz takimi jakimi są i zajmiesz się sobą, widząc Twoją przemianą mogą jej zapragnąć. Od słów nikt się nie zmieni, ale od przykładu zdarza się.

3. Musisz wyrzucić z siebie wszelkie poczucie winy wobec rodziców. Tak naprawdę nie jesteś im nic winna oprócz szacunku. Nie mam tu na myśli że gdy będą starzy to ich wykopiesz do domu starców a mieszkanie przebalujesz, ale jeśli zmuszają Cię do czegoś czego nie lubisz, nie jesteś zobowiązana cierpieć w ich imieniu. Ty to Ty, a Twoi rodzice to Twoi rodzice. To Twoje życie.

To była teoria. A teraz praktyka.

Gdy Ci dadzą wycisk i jesteś przybita i zdołowana tą presją, włącz głośno ostrą muzykę, najlepiej jakiś agresywny rap, metal, rock, coś mocnego. Wystarczy 10 – 15 minut a poczujesz jak odgradzasz się od nich. Nikt nie wie czemu to tak działa, ale działa fantastycznie i zawsze.

Ale to jest rozwiązanie na daną chwilę. Nie możesz cale życie słuchać na maksa metalu kiedy Cię ktoś wkurzy, bo ogłuchniesz 🙂

Najważniejsze są dwie sprawy – nieangażowanie się w konflikt, mimo ze chcesz, ponieważ koncentrujesz sie wtedy na konflikcie, a to o czym z zaangażowaniem myślimy, staje się częścią nas – od tej chwili nie oddawaj swojej energii na kłótnie i niesnaski. Koniecznością jest podniesienie własnej samooceny. W wolnych chwilach pisz afirmacje na samoocenę, korzystne jest tez pracowanie z lustrem, głaskanie siebie gdy leżysz w łóżku i nie mam na myśli masturbacji (od tego podobno się ślepnie) a głaskanie sie po glowie, ramionach, brzuchu jednocześnie mówiąc ciału że jest wspaniałe. Tu nie wnikam w te metody ponieważ w innych artykułach opisuje je wystarczająco, zapraszam.

Energiczny spacer jest świetny, ale proszę pamiętać że działa jak panadol – nie likwiduje choroby a jedynie obniża gorączkę. Prawdziwe lekarstwo to podwyższenie swojej samooceny, polubienie siebie do tego stopnia by te wszelkie negatywności rodziny nie miały na nas wpływu.

Powiem szczerze – czeka Cię ciężka praca, i mimo wszystko najlepszym wyjściem jest wyprowadzić sie od rodziców. Ale mimo wyprowadzki ewentualnej, rodziców zabierzesz ze sobą – wyjedziesz na Grenlandię, a będą z Tobą, wyjedziesz do USA, a tez tam będą, powiem więcej – wpadniesz do mojej kawalerki na kaw z mleczkiem (hiiihii) a oni też tu będą. Wszędzie będą z Tobą. A więc najpierw musisz zrobic porządek we własnej głowie a potem ich zostawić z ich własnym życiem.

Do roboty kochanie! 🙂